Primavera Sound 2009





Od samego początku myślałam, że jednym z najlepszych dni festiwalu będzie piątek, prawdopodobnie ze względu na Dan Deacon, którego koniecznie chciałam zobaczyć. Wydaje mi się, po tym ile słyszałam, że był to jeden z udanych jego koncertów, tak jak z resztą każda jego improwizacyjna zabawna wersja. Poza tym cała reszta, czyli tyle ile nie ma sensu z nazwy wymieniać brzmieć musiała świetnie, tylko jednej rzeczy nie za bardzo mogłam zrozumieć, a mianowicie dlaczego Bloc Party znalazł się tak późno i na Estrella Damm scenie, wydaje mi się że w tym samym miejscu i o tym samym czasie, mógł grać ktoś inny, mniejsza o to, na bank warto było wejść na Audytorium aby posłuchać Joe Henry, albo zrobić sobie powtóreczke o wzmocnionej sile My Bloody...



Pomimo, że ominą mnie cały dzień zabawy, wyszło na to, że moim ulubionym dniem był zdecydowanie sobota, z poczatku wydawało mi się to mało atrakcyjne, chodzby nawet ze względu na to, że nie należałam do grupki tych fanów, którzy niemal przybyli tego dnia aby tylko zoabczyć Neil Young, po kilku utworach postanowiła poszykać jakiejś innej alternatywy. Problemem stał się jej brak...hola, hola po krótce znalzłam się na scenie Ray-Ban Vice i wcale nie żałowałam...
Oneida


świetnie przygodtowana do występu dała czadu i stała się moim pierwzym odkryciem sobotniego wieczoru! Po Plants&Animals, którzy nie zawiodli wszystkich tych zgromadzonych, jak jeszcze słóńce dokuczało i waliło w oczy, Herman Dune jak zawsze pozwolił mi na zdecydowany krok pozostania przy scenie Rockdelux raz jeszcze, gdzie kolejno zagrał Deerhunter i jeden z najlepszych nocnych wykonawców Simian Mobile Disco, który nie pozwolił odpocznąć nawet tym, którzy mieli podsunięci pod nos rum z coca-cola. Oczywiście faktem jasnym stał się powrót na wielka scene Estrella aby usłyszeć choć chwil pare Sonic Youth...lecz w moim wypadku kierunekiem zarządził Gang Gang Dance


który zabił mnie całkowicie, wyśmienity i bardzo brzmiący koncert, to było moje kolejne odkrycie dnia! Bo prostu rewelacja, warto było spędzić na ATP czas, aby słyszeć ich do samego końca....a potem dołączyć do grona wielbicieli Sonic i usłyszeć dwa, najlepiej chyba, wykonane utwory :) Po niewirygodnym brzmieniu Gang Gang miałam ochotę na coś więcej, pomimo że rytmy Simian Mobile Disco zgrały się lekko z muzyczną prezentacją Chemical Brothers lecz w tym własnie stylu, możnabyło spędzić jakiś czas na dobrze urobionej zabawie. Po wprawieniu przez Dj repture brzmienie zaczęło zmieniać się w jedną z podstawowych elektrycznych imprez, których bardzo bark na naszych polskich festiwalach, gdzie o godzinie trzeciej nad ranem, wschodzi słońce i wszyscy kończą zbawę...



Po miłej zabawie nadzszdł czas na wielkie poszukiwanie alkoholu, który stał się jednym znajwiększych problemów dla wszytkich, oh co za wieczór, jakie nerwy...ale szczerze.. podczas słuchania Zombie Zombie, w kolejce po cokolwiek do picia, warto było wręcz wystarczyło, aby zdecydować się na coś innego! nie brzmieli oni tak fajnie, jak ja bym chciała, tak jak ja oczekiwałam, i pozostało mi tylko tyle aby udać się na Dj Coco, o którym wspominał w czwartek Joe C. i posłuchać utworów starych i obecnych przed sceną wypełnioną publicznością...fakt ten znudził mnie bardzo więc ostatnią z muzycznych i lepszych przedsiewzięć stał się krok w stronę Dj Mehdi, który zakończył primaverową zabawę...

Tak, najsmutniejszą z rzeczy jest to, że już wszytsko się skończyłó, lecz jedną z najlepszych jest, że w sierpniu w Mysłowicach jest Festiwa OFF, wiec bedzie się znów działo...

Brak komentarzy: