Forum BCN


Bez wątpienia do jednych z ostatnich wydarzeń, o jakich warto wspomnieć należy muzyczne przedsięwzięcie w BCN – Primavera Sound – do której zjechało, w przeciągu trzech dni, 76.000 osób, aby wspólnie przy dzwiękach gwiazd i gwiazdeczek odkryć świat niezapomnianych wrażeń muzycznych. Niewiarygodnym stał się fakt, iż w przed ostatni dzień, ponad 30% niespodziewanych gości, walczyło w kolejkach o coś do picia! Wszystko po to aby tylko sie napić, maszyny do sprzedawania biletów sfiksowały, ludzie wariowali, a piwka brakło! Lecz poza undergroundowym stylem i małych organizayjnych wpadek, warto był przechadzać się od sceny do sceny, mijając po drodze David-Ivar z Herman Dune, zwariowanego Joe Crepusculo, Tom Yorka z rdzinką czy grupkę dobrze dobranych znajomych SonicYouth, którzy po swoim koncercie zdecydowali zostać do końca festiwalu, bawiąc się razem z nami przez sceną Pitchfork, skacząc i tańcząc przy Dj Mehdi, i jak mnie wzrok nie zmylił pan Rojek też tam był!

Tuż przed samym wejściem w czwartek popołudnie, po otrzymaniu karty tak jak chyba większość, zdecydowałam pominąć pudełko wypełnione korkami do uszy. Myślałam, że faktycznie mogłyby się przydać do Audytorium gdy będzie grał następnego dniam My Bloody Valentine, lecz od razu w czwartek?! Wszystko stało się jasne gdy po godzinie dwunastej My Bloody zaczął brzmieć na jednej z najlepiej zaopatrzonych dzwiękowo sceny Estrella Damm. Bez jakichkolwiek wątpliwości tuż pod koniec moje palce wciśnięte głęboko w dziurki uszów, utknęły tam na jakieś 15 minut, które poruszyły całą Barcelone. Poza świadomością wszytskich mieszkańców BCN, że ostatnimi dniami wiosennego maja ciągnąć się będzie wzduluz costa brzmienie muzyczne, które nie zaninie wraz z przestrzenią otwartego morza, lecz powróci z podwujną siłą, ooh nie wszytscy mogli!! My Bloody osiągną poziom takich częśtotliwości, że podczas ich koncertu w czwartek, mieszkańcy sąsiednich bloków i domków, a było ich zaledwie trzech! zglosili sie z pytaniem do wladz co się dzieje i jak długo jeszcze?
Chyba sam ten fakt, wyjaśnić może co dział się z publicznością, która już przed dwunastą gromadziła się koło, jedynej z otwartej i bardziej odizolowanej ze scen, aby zająć swobie nalepsze panoramicznie miejsce! Warjacja, nieskazitelna wariacja! Bomba dnia!

Bez wątpienia obok szczęśliwców którzy mogli wystąpić po godzinie dziewiątej i na jednym z najlepiej brzmiących scen Estrella Damm, reszta okazalosci, to znaczy około 28-miu grup, jakie grał w tym samym czasie na czterech innych scenach, były też warte zachodu!

Poza Yo La Tengo, na koncert który był dla mnie jednym z lepszych jakie grały na wielkiej scenie, i na który trzeba był wrócić i zająć dobre miejsce, na uwagę zasuguje bez wątpienia Andrew Bird jak i Joe Crepusculo. Skrzypek o dobrym głosie, pozwolił w harmonijny sposób odprężyć się po doświadczeniach wielkich gwiazd czwratkowych wydarzeń, a dzięki Joe Crupusculo, przez jedyne dziesięć minut, które zajęły mu cztery utwory, jak nie pięć, można było poskakać tuż przed długą drogą w kierunku Yo La Tengo. Jedyną z praktycznych rzeczy jaką można było zapamiętać z koncertu katalońskiego organisty i fatalnego piosenkarza, czyli grupki wariatów śpiewających w stylu disco-cato, to fakt iż w sobotę będzie Dj Coco! Bez przerwy, pomiędzy minutowymi utworami, informowali nas o tym, aby nie powiedzieć, że było to w fatalnym stylu o tym, że znajdujemy się na primavera sound i że będzie Coco. Komicznie lecz nie warte poświęcenia całych 45minut, aby znaleźć się na Ray-Ban Vice.

Udając się w kierunku Estrella warto było zatrzymać się na hicie Phoenix, poza którym nie było co robić pod Rockdelux, a nawet więcej bardziej zaskakującym wydarzeniem, o którym mogę jedynie wspomnieć, przechadzając się z jednego końca na drugi, że Lightning Bolt dali czadu i rzeczywiście mnie zaskoczyli.
Po zakończeniu najlepszych i najbardziej słyszalnych, od razu popędziłam w stronę Aphex Twin oczywiście wiedząc o tym, że bedę sie bawić po prostu świetnie, jedyną z rzeczy która mnie bardzo zaskoczyła, może nie, zawiodła! była animacja! Tragedia, lepiej było tańczyć z zwiśniętą głową w dół, bo animacja, poza ostatnimi ujęciami, ciętego i zszywanego ciała martwych ludzi, nie było w niej faktycznie nic. Wrecz obraz kojarzył mi się z ekranem komputera w trybie spoczynku. Jednak pozostając przy temacie animacji, poświęcili na nią czas, a przynajmniej dobrze ją dobrał Dj rupture, wręcz idealnie. Po Aphex, przez który nie mogłam zobaczyć Wooden Shjips, lecz których bez wątpienia spotakać można na polskim festiwalu off w Mysłowicach, udałam się prosto na Ebony Bones, przy której wszyscy bawili się skacząc,niebywała atmosfera, wielkie waractwo. Jak na końcowe wrażenia, były ok (The Withe Stripes!). O eksybicjonistach z Meneo chyba, nie ma co wspominać. Panowie w piżamach skacząc metamorfizują się w panów – skaczące fujary.

Czwartek, jako jeden z pierwszych dni festiwalu należał do udanych!

Brak komentarzy: