Legendarne ziemie

LEGENDARNE ZIEMIE

To na ziemiach Albery, na szczycie górskim Pirenejów Wschodnich znajduje się miejsce, gdzie można zobaczyć jak daleko sięga Costa Brava: konsekwentnie rozsypanych po morzu Pirenejów; to ten skrawek ziemi, na którym góry i morze łączą się beztranzytowo, i tu gdzie zrodziła się legenda, która tak jak zachodzące słońce, nigdy nie wiesz, z której części świata pochodzi.



Mówią, że poeta Orfeusz, który płynął żaglowcem z Grecji padł ofiarą obojętności, rozbijając się na tutejszych wodach. Po kilku turbulencjach uratował się zaczepiając o rafę, jednak opuszczony, sam, bez nadziei, gdyż wiedział, że nie zdoła dopłynąć do brzegu. W smutku nad zaistniałą sytuacją, zaczął śpiewać jedną z najsłodszych pieśni, tak słodkich, że góry zaczęły się przesuwać, tak, aby pieśń mogła swobodnie między nimi przepłynąć. I stało się możliwe. Pireneje zaczęły się przesuwać tak, że sam Orfeusz uderzony kamieniem wpadł do wody. Dzięki tej katastrofie, rafa na której siedział zbliżyła się do brzegu, tak, że też om spokojnie mógł do niego dotrzeć. Od tamtej chwili, miejsce, o którym wspomina legenda nazywa się cap de n’Orfeu, bądź prościej, cap Norfeu.

Istnieje jeszcze jedna legenda, która opowiada o cap de Creus (Głowa krzyży). Mówią, że przed wieloma stuleciami, wtedy, kiedy kilka mnichów wyruszyło łodzią z Rzymu w ucieczce przed barbarzyńcami, podczas podróży trzymali oni w rękach krzyż Świętego Piotra, przekonani, że w taki sposób unikną wszelkich katastrof. Dopływając do wybrzeża, byli pewni że, ze względu na opady śniegu, nie będą mogli kontynuować ucieczki. Postanowili opuścić łódź i umieścić na wzgórzu kilka krzyży, symbolizujących to miejsce miejscem świętym. Od tego czasu, część ta nosi nazwę cap de Creus, gdzie następnie rozpoczęła się budowa klasztoru Świętego Piotra z Rodos, który zastępował rzymską świątynię wzniesioną na część Venus Pirene. (zdjęcia klasztoru: http://www.monestirs.cat/monst/aemp/ae42rode.htm)

Wiemy, że legendy nie stanowią wiarygodnej prawdy, lecz także, że nie narodziły się one gdziekolwiek.Każda z nich ma swoje źródło. Cała powierzchnia krajobrazu Albera/-y, jaką możemy dostrzec gołym okiem wiąże się ściśle z legendami, niemniej jest ona miejscem dziwacznym, jej orografię otaczają wody morskie, które zamykają i tworzą obszar hermetyczne odizolowany, idealny, mitologicznie wyobrażalny.

                                                                                                     (video:http://parcsnaturals.gencat.cat/ca/albera/

Pozostawiając na boku legendy, musimy wspomnieć, iż Albera to także idealane miejsce do życia i spacerowania. Dużo dalej niż sięga kapryśność Orfeusza czy Venus, jasnym jest fakt, iż miejsce styczności gór z morskimi wodami tworzy niepowtarzalny widok o niezbyt wysokich szczytach; ukrytych dolinach, odizolowanych skałach, wiatrem postrzępionych nizin, dumnym wybrzeżu, wymarzonych plażach i starych rybackich wioskach, które coraz częściej odwiedzają turyści.

Klasztor Sant Quirze de Colera

Nie ma zbyt wiele takich miejsc w Europie, gdzie w przeciągu kilku minut możesz przejść z wybrzeża na góry. Wydawać się to może dziwaczne, kiedy w sierpniowy gwar pozostawiasz za sobą gęsto zaludnioną plaże, jak Port de la Selva, Cadaqués o Llança i udajesz się w kierunku nie znanym nikomu; na przykład w stronę Sant Quirze de Colera, klasztoru o długiej historii, który nagle pojawi się przed twoimi oczami, na dole, w ukrytej dolinie, gdzie pasą się krowy i odpoczywa cisza...

Historia Albery, ziemi pograniczna jest dość długa i zróżnicowana. Wraz z Traktatem Pirenejskim, w roku 1659, Ludwik XIV z Francji, Filip IV z Castella i III z Aragony zdecydowali wspólnie, iż miejsce to, będzie stanowić granice z Francją. na ten temat wypowiadał się również Josep Pla: „negocjacje, które prowadził Traktat Pirenejski stanowią dyskusję nad cząsteczką ziemi graniczącej z Francją, kraju, który ma sięgać milimetr dalej, po to, aby stać się francuskim”. Francuskie negocjacje starały się wyznaczyć granice w Pení, gdzie znajduje się Portbou, kolejno Colera, Llança, el Port de la Selva i Cadaqués (obecne terytoria Katalonii), które miał należeć do Francji. Pomimo nieporozumieniom, ziemie Albera zostały uznane za granice obu państw, dlatego też zawsze stawiane były na ostrzu noża. (...)

Obecnie klasztor poddany jest starannej restauracji, częściowo dofinansowywanej przez Autonomiczny Rząd Katalonii. Po zakończeniu prac, jestem pewny, że zmieni się wraz z pobliskim kościołem Sant Maria, w miejsce, częstych wycieczek turystycznych, tych, którzy rezygnują z oblężonych i nasłonecznionych plaż. Może stanie się ona powodem do odkrycia Albery. (...) Jeśli tylko zostawimy za sobą samochód i ruszymy w pieszą wycieczkę, możemy od Sant Quirze, tak jak ja czasami spaceruje, dojść do Banyuls (357 metrów) skąd rozprzestrzenia się krajobraz od strony północnej i gdzie znajdziemy wojskowy bunkier, przekształcony w schronisko górskie dla młodzieży. Punkt pamięci absurdalnej granicy i tysięcy katalońskich republikanów, którzy po walce, marszem szli po tym odcinek. Lecz to już jest inna historia, którą opowiada się na ziemiach Albery...

Artykuł/Article: Xavier Moret, Terres de llegenda. Primers relleus

Brak komentarzy: